Łódzkie włókniarki w czasach PRL-u

Wiele kobiet żyjących w PRL pracowało w przemyśle lekkim. Jednak sam podział na przemysł ciężki i lekki jest zwodniczy: pozostaje bez związku z faktycznym wysiłkiem pracowników i ściśle łączy się z płciową segregacją zawodową – usprawiedliwia gorsze traktowanie kobiet, przyznawanie im mniejszej liczby przywilejów i niższych pensji jako tym, które trudnią się „lekkimi” zajęciami. Chociaż w łódzkich zakładach włókienniczych przy produkcji pracowały niemal wyłącznie kobiety, brygadzistami, majstrami i kierownikami zostawali mężczyźni, mimo że często byli gorzej wykształceni. Włókniarki zwykle pracowały na akord w wymiarze trzyzmianowym. Nie przysługiwały im przerwy śniadaniowe – sytuacja zmieniła się dopiero w wyniku strajku w r. 1971. Zarobki w tej branży były o 20% niższe od średniej płacy w przemyśle krajowym, co sprawiało, że niemal połowa włókniarek musiała pobierać dodatki socjalne dla najmniej zarabiających.

Wczasy i stołówki nie dla włókniarek

Pracownice mogły liczyć na wczasy zakładowe statystycznie raz na 10 lat, ponieważ w tym sektorze przypadały rocznie tylko 103 skierowania na 1000 zatrudnionych (dla porównania: w górnictwie – 504, w budownictwie – 670). W zakładach włókienniczych zaniedbywano również kwestię konsumpcji zbiorowej, która w założeniu właśnie kobiety miała odciążyć od poświęcania czasu na prace domowe. W łódzkim przemyśle włókienniczym jedynie 3% pracowników korzystało z takiej formy żywienia (w pierwszej połowie lat 70. w skali kraju było to niecałe 7% pracowników; w innych krajach bloku wschodniego zdecydowanie więcej – w ZSRR około 75%), przy czym byli to praktycznie wyłącznie mężczyźni. Ponieważ korzystanie ze stołówek było płatne i dostępne tylko pracownikom zakładów, kobiet, które i tak musiały gotować w domu dzieciom (a zwykle też mężowi), często nie było na to stać.

Warunki samej pracy również pozostawiały wiele do życzenia – w fabrykach panowały wilgoć, gorąco i wibracje. Autorzy Raportu o Łodzi z 1987 r. pisali, że tylko 30% włókniarek można uznać za zdrowe, co było również przyczyną wysokiej śmiertelności niemowląt (21,9 zgonów na 1000 dzieci, kiedy średnia krajowa wynosiła 18,3).

Wydaje się, że życie wielu kobiet spoza Łodzi wyglądało podobnie, jednak to właśnie w tym mieście było najwięcej pracownic i tam problemy dotyczące pracy kobiet skupiały się jak w soczewce.

Polecamy

Reklama